Miasto i Gmina Gniew

Treść strony

Podążając śladami karate

Przedstawiamy Państwu wywiad z gniewianinem, Kazimierzem Marutem, na co dzień związanego z gniewskim Klubem Karate Tradycyjnego, z kolejnej wyprawy marzeń. Tym razem, w poszukiwaniu korzeni karate, udał się do południowych prowincji Chin, gdzie przez prawie dwa tygodnie żył tamtejszym życiem oraz zwiedził wiele fascynujących miejsc. Relacja z podróży sensei'a ukazała się również w lutowym wydaniu Nowin Gniewskich.

Patrycja Czech: Niespełna kilka miesięcy temu rozmawialiśmy z Panem o podróży do Japonii. Natomiast już dzisiaj mogę zapytać o wrażenia z wyprawy do Chin. Jak Pan tam trafił?

Kazimierz Marut: Na początku chciałbym oficjalnie podziękować mojej rodzinie, żonie oraz dzieciom za wyrozumiałość. Moja wyprawa do Chin wiązała się nie tylko z niemałymi kosztami uszczuplającymi budżet domowy, ale również miała miejsce w okresie świąt, tj. od 18 do 30 grudnia 2016 roku. To była nasza pierwsza wigilia, kiedy nie mogliśmy być razem. Zmierzając do odpowiedzi na Pani pytanie, do Chin Południowych udałem się na zaproszenie federacji Youngchun Baiheguan w ramach programu realizowanego przez Chińską Republikę Ludową. Do wyjazdu przyczynił się również sifu (mistrz) Zeng, z którym nawiązałem znajomość w Polsce. Prowadzi on szkołę w mieście Youngchun. Wraz ze mną do Chin poleciało jeszcze kilku Polaków. Ponadto uczestnikami tego zgrupowania były również osoby pochodzące z Filipin i Malezji.

P.C.: Czym była dla Pana propozycja wyjazdu do Chin?

K.M.: Wcześniej zdarzało mi się jedynie marzyć o takim wyjeździe. Wyprawa ta stanowiła historyczny moment w moim życiu, gdyż według wszelkich badań i zapisków historycznych, karate powstało ze stylu białego żurawia, którego kolebkę stanowi właśnie Yungchun. Innymi słowy, dzięki tej podróży mogłem podążać śladami karate, być tam gdzie wszystko miało swój początek. Myślę, że jest to bardzo istotne dla każdego, kto uprawia sztuki walki.

P.C.: Jak został Pan przyjęty przez tamtejszą społeczność?

K.M.: Z racji tego, że była to moja pierwsza wizyta w Chinach, a także pierwszy znaczący kontakt z tą populacją, lecąc tam miałem pewne obawy. Natomiast po przylocie natychmiast przekonałem się, że będzie to fantastyczna wyprawa. Wysiadłszy z samolotu na nasze przybycie czekało przyjemne 28 stopni Celsjusza oraz samochód, którym udaliśmy się do położonej w górach prowincji Fujijan, a dokładnie do miejscowości Youngchun. Jeżeli miałbym opowiedzieć o żyjących tam ludziach, to bardzo przypominają mi nas, Polaków. Swoją gościnnością, otwartością, chęcią udzielenia pomocy, czy też zwykłą życzliwością ludzką. Zaskoczyła mnie również ich spontaniczność. Dla porównania, o Japończykach nie mógłbym tego samego powiedzieć. W Chinach byliśmy nie lada atrakcją. Zaczepiano nas na ulicy, robiono z nami zdjęcia, zapraszano na herbatę. Tym samym dziennie piłem kilkadziesiąt herbat.

P.C: Chiny często kojarzą nam się z dyscypliną i pracowitością. Czy to prawda?

K.M.: Bzdura. Chińczycy są jak każdy z nas. Bez wątpienia znają pojęcie ciężkiej pracy, ale dostrzegają także wartość odpoczynku. Dało się to zauważyć podczas treningów, które odbywały się trzy razy dziennie. Były one nie o tyle wyczerpujące, ale bardzo czasochłonne. Polegały głównie na własnej inicjatywie obserwacji oraz ciężkiej pracy ucznia. Nic nie jest podawane na tacy, do wszystkiego należy dojść samemu. Jednocześnie przywiązuje się ogromną wagę do ćwiczeń mentalnych, a czas na herbatę znajdzie się zawsze.

P.C.: Jak Pan się z nimi porozumiewał?

K.M.: Chińczycy słabo znają j. angielski. Aby porozumieć się z nimi wystarczy mówić głośno, powoli i wyraźnie po polsku, a zrozumieją. To bardzo uniwersalny język (śmiech). Często wykorzystuje się również telefon, jako tłumacz. Chińczycy kochają telefony, przez cały dzień nie rozstają się z nimi. Nawet przy posiłkach.

P.C.: Przez prawie dwa tygodnie żył Pan tamtejszym życiem oraz zapewne zwiedził wiele ciekawych miejsc. Proszę opowiedzieć naszym czytelnikom, co na nich czeka, jeśli pewnego dnia zechcą wyruszyć do Chin.

K.M. Przede wszystkim trzeba podołać wyzwaniu, jakim jest poruszanie się po mieście, bowiem panuje tam totalny chaos. Co prawda, chaos ten jest tylko pozorny, kierowcy doskonale wiedzą jak się poruszać, jednakże nadmierna czujność i uwaga jest jak najbardziej wskazana. Pokonując przejście dla pieszych rozglądałem się i szybko biegłem. Nie udało mi się również przyzwyczaić do dźwięku nadużywanego klaksonu. Wszyscy trąbią. Od rana do nocy słychać klakson. I to nie na zasadzie zwrócenia komuś uwagi na niebezpieczną jazdę, czy w celu wyrażenia negatywnych emocji, a jedynie ostrzeżenia "Uważaj, bo jadę". Być może w większym mieście, na przykład Pekinie, jest inaczej, jednakże Youngchun liczy jedynie 700 tys. mieszkańców. Mówię jedynie, gdyż w Chinach miejscowość ta, uznawana jest za małą mieścinę. Podczas wyprawy rzeczywiście zwiedziłem wiele miejsc, m.in. położoną wysoko w górach świątynię mniszki FanQiniang, warsztat kaligrafii, czy też okryty sławą Klasztor Shaolin. Odwiedziłem również świątynię buddyjską, która znajdowała się pod opieką szkoły sifu Zhenga. Było to miejsce, gdzie doznałem kulturowego szoku. Niewątpliwie my Polacy darzymy szacunkiem świątynie, jako miejsca kultu, natomiast tam wśród pięknych i bogatych zdobień, klęczników oraz darów w różnej postaci znaleźć można było również telewizor. Wewnątrz palono papierosy oraz pito herbatki. Co mnie zdziwiło, świątynia ta pełniła również rolę domu kultury. Tam też uczestniczyłem w bardzo ekscytującym koncercie muzyki z dynastii Ming. Duże wrażenie zrobiły na mnie również zajęcia odbywające się na terenie szkoły. Fascynowało mnie piękno rysunków wykonywanych przez małe dzieci. Pomimo młodego wieku doskonale potrafiły wybarwiać kolory, które nanosiły na płótno. Fascynowały mnie także pięknie przyozdobione dachy starych budynków. Tak jakby każdy dach przedstawiał inną historię.

P.C. A co mógłby Pan powiedzieć o chińskiej kuchni?

K.M. Chińczycy serwują bardzo urozmaicone jedzenie. Na ulicach miasta mnóstwo ludzi gromadzi się grillując ośmiorniczki. Poza ośmiorniczkami bardzo popularne jest mięso wieprzowe, a jednym z przysmaków jest panierowany boczek. Równie często je się tam mięso kurczaka, ryby oraz kraby. Niewątpliwie najpopularniejszym napojem jest pita w czarkach herbata. Są to głównie ziołowe mieszanki, które mają pobudzające działanie. Najlepszą robił senior Zheng, najstarszy żyjący sifu stylu Białego Żurawia. Po wypiciu czareczki tej herbaty włosy stawały dęba. Natomiast bardzo trudno jest tam o kawę. Nawet w miejscach oznaczonych szyldem kawiarnia nie sposób jest ją kupić. Pomimo, że dysponowano sprzętem do robienia kawy, nie wiedziano, jak go użyć. Aby wypić kawę, musiałem najpierw nauczyć pracowników kawiarni, jak się ją robi. Ciekawą jest widoczna rozbieżność pomiędzy estetyką przyrządzania, podawania jedzenia, a jego konsumpcją. Nawet w lepszych restauracjach, klienci papierki, czy nawet niedopałki papierosów, wyrzucają pod stół.

P.C.: Co Pan wyniósł z tej podróży?

K.M.: Między innymi nauczyłem się nowego układu, który już przećwiczyłem z członkami Klubu Sportowego Karate Tradycyjnego. Wraz z uczestnikami zajęć karate odbywających się w Gniewie, zorganizowaliśmy pokaz parzenia chińskiej herbaty. Chciałbym również, aby w przyszłości wybrała się tam ze mną ekipa starszych i młodszych gniewian na zasadzie wymiany. I drodzy czytelnicy, jeżeli będą mieli Państwo możliwość takiego wyjazdu, proszę się nie bać. Baśniowa kraina, wspaniali ludzie, wspaniała przygoda. Na pewno jeszcze tam wrócę. Jednocześnie serdecznie dziękuję za miłe przyjęcie sigu Zhengowi oraz sifu Chena.

Dziękuję za rozmowę.

 

Data publikacji: 2017-02-27 09:48
  • Kazimierz Marut - Chiny
  • Kazimierz Marut - Chiny
  • Kazimierz Marut - Chiny
  • Kazimierz Marut - Chiny
  • Kazimierz Marut - Chiny
  • Kazimierz Marut - Chiny
  • Kazimierz Marut - Chiny
  • Kazimierz Marut - Chiny
  • Kazimierz Marut - Chiny
  • Kazimierz Marut - Chiny
  • Kazimierz Marut - Chiny
  • Kazimierz Marut - Chiny

« wstecz

Dofinansowanie

  • MAC

Strona sfinansowana została ze środków Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji, w ramach konkursu na budowę strony internetowej oraz dostosowanie jej do potrzeb osób niepełnosprawnych.

Data publikacji: 2015-12-14 12:15

Kontakt

[obiekt mapy] Lokalizacja urzędu na mapie
Fotokod - wizytówka Urzędu Miasta i Gminy Gniew

Urząd Miasta i Gminy Gniew
Plac Grunwaldzki 1, 83-140 Gniew
pon., wt., czw. 7.30-15.30
śr. 7.30-17.00
pt. 7.30-14.00
tel. 58 530 79 19;
fax 58 530 79 40
e-mail: sekretariat@gniew.pl
DANE DO FAKTURY
Gmina Gniew
NIP 593 10 05 516
REGON 191675296

Adres Elektronicznej Skrzynki Podawczej: /34gu04waml/skrytka

Referaty UMiG Gniew

Informator teleadresowy

Data publikacji: 2015-09-03 15:11

SOZP

Projekty finansowane z Unii Europejskiej

Rozmiar czcionki

Wersja strony o wysokim poziomie kontrastu

Przełącz się na widok strony o wysokim kontraście.
Powrót do domyślnej wersji strony zawsze po wybraniu linku 'Graficzna wersja strony' znajdującego się w górnej części witryny.